Chiński olejek na porost włosów- moja recenzja ecencji Andrea
Esencja Andrea, czyli chiński specyfik na porost włosów już od jakiegoś czasu robi sporo zamieszania w sieci. Ja się o nim dowiedziałam #zpoleceniaaniamaluje (tu możecie zobaczyć efekty Ani). Niesamowicie się podjarałam i postanowiłam zaryzykować, bo generalnie mój przyrost wynosi miesięcznie tyle, co i nic. Po prostu moje włosy osiągają pewną długość, której nigdy nie przekroczyły. I to właśnie jest obecna długość. Ciekawi moich efektów?
Esencję zamówiłam na tej aukcji i czekałam trochę ponad miesiąc. Od niedawna Andrea ma nowe, plastikowe buteleczki, które nie wyglądają zbyt ciekawie, ale czego oczekiwać za niecałe 5zł? Skład to głównie imbir. Ja imbir uwielbiam i wiem, że ma wiele dobroczynnych zastosowań, więc pokładałam w tej esencji spore nadzieje. W środku była lekko żółtawa ciecz o przyjemnym, intensywnie cytrusowym zapachu.
Zmieszałam Andreę z Jantarem w proporcji 3/4 Jantara, 1/4 Andrei i wcierałam codziennie wieczorem równo przez miesiąc. Nie czułam żadnego pieczenia, szczypania, swędzenia. Nie zauważyłam też przesuszenia skóry, łupieżu, ani żadnych innych negatywnych skutków ubocznych.
Tak wygląda mój efekt po miesiącu stosowania. No cóż- szału nie ma. Myślę, że to jakieś pół centymetra, czyli dość standardowo. Choć jak na mnie to i tak całkiem sporo... Pojawiło się też kilka nowych baby hairów, ale to nie był taki efekt, o którym można przeczytać w internecie.
U mnie na ma szału. Podjęłam ryzyko- Andrea pochodzi z rynku chińskiego, nie ma więc europejskich atestów i tak naprawdę w środku może być wszystko. Nic złego przez ten czas się nie działo, więc nie żałuję, że spróbowałam, choć u mnie akurat się nie sprawdziło. No nic- szukam dalej! Jestem ciekawa, czy Ty próbowałaś już tej esencji i jakie były efekty?
Jak widać to, co u jednych sprawdza się rewelacyjnie u innych może nie zrobić większej różnicy, niestety. Dlatego wszystko warto sprawdzić samemu na sobie, bo zawsze jest szansa, że akurat się uda. :)
Esencję zamówiłam na tej aukcji i czekałam trochę ponad miesiąc. Od niedawna Andrea ma nowe, plastikowe buteleczki, które nie wyglądają zbyt ciekawie, ale czego oczekiwać za niecałe 5zł? Skład to głównie imbir. Ja imbir uwielbiam i wiem, że ma wiele dobroczynnych zastosowań, więc pokładałam w tej esencji spore nadzieje. W środku była lekko żółtawa ciecz o przyjemnym, intensywnie cytrusowym zapachu.
Zmieszałam Andreę z Jantarem w proporcji 3/4 Jantara, 1/4 Andrei i wcierałam codziennie wieczorem równo przez miesiąc. Nie czułam żadnego pieczenia, szczypania, swędzenia. Nie zauważyłam też przesuszenia skóry, łupieżu, ani żadnych innych negatywnych skutków ubocznych.
Tak wygląda mój efekt po miesiącu stosowania. No cóż- szału nie ma. Myślę, że to jakieś pół centymetra, czyli dość standardowo. Choć jak na mnie to i tak całkiem sporo... Pojawiło się też kilka nowych baby hairów, ale to nie był taki efekt, o którym można przeczytać w internecie.
U mnie na ma szału. Podjęłam ryzyko- Andrea pochodzi z rynku chińskiego, nie ma więc europejskich atestów i tak naprawdę w środku może być wszystko. Nic złego przez ten czas się nie działo, więc nie żałuję, że spróbowałam, choć u mnie akurat się nie sprawdziło. No nic- szukam dalej! Jestem ciekawa, czy Ty próbowałaś już tej esencji i jakie były efekty?
Jak widać to, co u jednych sprawdza się rewelacyjnie u innych może nie zrobić większej różnicy, niestety. Dlatego wszystko warto sprawdzić samemu na sobie, bo zawsze jest szansa, że akurat się uda. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twój dobre słowo, motywująca krytyka są dla mnie motorem do działania! Zostaw ślad po swojej obecności. :)