#metoo, czyli kobieca burza w internecie
#metoo, dwa króciutkie słowa, które wyrażają ogrom bólu kobiet (i mężczyzn) na całym świecie. Od tygodnia kilkanaście milionów kobiet przyłączyło się do akcji #metoo. Nie do jakiejś tam teoretycznej akcji, która duchowo łączy się z problemem. Nie. Każda z tych kilkunastu milionów kobiet była molestowana seksualnie. Przerażające jest to, jak bardzo powszechne jest to zjawisko, a jeszcze bardziej przerażające są reakcje na wyznania kobiet, które przeszły coś, co powinno być społecznie nieakceptowalne.
To nie pierwszy tekst o reakcjach na wyznania pod hasztagiem #metoo, ale ta sprawa jest tak bulwersująca, że i ja dorzucę swoje trzy grosze, bo nie można przejść obok obojętnie. Kobiety na całym świecie pod hasztagiem zaczęły opowiadać swoje historie, historie molestowania seksualnego, którego padły ofiarami. Niektóre opisywały całe historie, a inne nie mając tyle odwagi po prostu sygnalizowały, że je też kiedyś to spotkały, używając tych dwóch słów - ja też. I wiecie co? Po tym, co zaczęło się dziać pod wyznaniami kobiet zupełnie się nie dziwię, że inne nie miały odwagi, by opowiedzieć całą swoją historię.
Zamiast wsparcia i zrozumienia pojawiały się komentarze. Jak zwykle w Polsce pod każdym tekstem w sieci. Komentarze głupie i zupełnie nieprzemyślane. Standard w takich sprawach: że sama się prosiła, że pewnie chciała, że przecież mogła odmówić, że to zawsze wina baby, a i mój hit, że i tak to zawsze sprawia kobietom przyjemność, wiec o co chodzi w ogóle?
Serio? Naprawdę są ludzie, którzy myślą, że kobieta sama się prosiła, żeby szef w pracy składał jej dwuznaczne propozycje? Co więcej, często te komentarze padają z ust innych kobiet. I naprawdę nie wiem, jak to możliwe, bo jestem pewna, że autorka tego typu komentarza nie chciałaby się znaleźć na miejscu pokrzywdzonej. A jednak musi dorzucić swoje trzy grosze i sprawić, żeby ktoś, kto już i tak czuje się źle, poczuł się jeszcze gorzej. Bo czemu nie? Bo to takie typowe. Takie sytuacje zdarzają się często i na różnych płaszczyznach. Kobiety rzadko są solidarne, znacznie częściej jedna pod drugą dołki kopie i robi wszystko, żeby innym było gorzej.
Kobieta, która była molestowana seksualnie jest ofiarę i ten fakt nie podlega dyskusji. A ofierze należy się zrozumienie i wsparcie, a nie oskarżenia. Takie zachowanie społeczeństwa sprawia, że ofiary przemocy na tle seksualnym często nie decydują się tego nigdzie zgłosić, bo boją się reakcji społeczeństwa. Nie raz wcześniej przecież słyszały, że jakaś inna kobieta sama się prosiła i pewnie chciała, wiec siłą rzeczy podświadomie czuje się winna, choć nie powinna. Ten proces nazywa się wiktymizacja wtórną i polega na tym, że ofiara doznaje wtórnej krzywdy ze strony swojego otoczenia, bliskich. Tych, którzy mówią, że się wulgarnie ubrała, źle spojrzała, umalowała itd.
Molestowanie seksualne według kodeksu pracy to: Dyskryminowaniem ze względu na płeć jest także każde niepożądane zachowanie o charakterze seksualnym lub odnoszące się do płci pracownika, którego celem lub skutkiem jest naruszenie godności pracownika, w szczególności stworzenie wobec niego zastraszającej, wrogiej, poniżającej, upokarzającej lub uwłaczającej atmosfery; na zachowanie to mogą się składać fizyczne, werbalne lub pozawerbalne elementy.
Akcja #metoo poszła jednak dalej i kobiety zaczęły pisać o sytuacjach przemocy seksualnej, które spotkały je również poza miejscem pracy. Aż trudno mi uwierzyć w to, ile razy czytałam historię o mężczyznach ocierających się w tramwajach o nieznajome kobiety.
Mam to szczęście, że nie napiszę #metoo, choć biorąc pod uwagę to, jakie przykłady zaczynają padać, to pewnie coś bym znalazła. Kobiety piszą o tym, że mężczyźni gwiżdżą na ich widok, albo obcy zaczepiają na ulicy i mówią, że fajna dupa. I zgadzam się, że takie zachowanie nie jest w porządku i nie powinno mieć miejsca, ale nie przesadzajmy. Nie stawiajmy na równi gwizdania za dziewczyną na ulicy przez panów na rusztowaniu, z propozycją: seks= awans, brak seksu = zwolnienie. To jest zupełnie inny kaliber i nie porównujmy ze sobą głupich, ale jednak niewinnych żartów z molestowaniem seksualnym.
To nie pierwszy tekst o reakcjach na wyznania pod hasztagiem #metoo, ale ta sprawa jest tak bulwersująca, że i ja dorzucę swoje trzy grosze, bo nie można przejść obok obojętnie. Kobiety na całym świecie pod hasztagiem zaczęły opowiadać swoje historie, historie molestowania seksualnego, którego padły ofiarami. Niektóre opisywały całe historie, a inne nie mając tyle odwagi po prostu sygnalizowały, że je też kiedyś to spotkały, używając tych dwóch słów - ja też. I wiecie co? Po tym, co zaczęło się dziać pod wyznaniami kobiet zupełnie się nie dziwię, że inne nie miały odwagi, by opowiedzieć całą swoją historię.
Zamiast wsparcia i zrozumienia pojawiały się komentarze. Jak zwykle w Polsce pod każdym tekstem w sieci. Komentarze głupie i zupełnie nieprzemyślane. Standard w takich sprawach: że sama się prosiła, że pewnie chciała, że przecież mogła odmówić, że to zawsze wina baby, a i mój hit, że i tak to zawsze sprawia kobietom przyjemność, wiec o co chodzi w ogóle?
Serio? Naprawdę są ludzie, którzy myślą, że kobieta sama się prosiła, żeby szef w pracy składał jej dwuznaczne propozycje? Co więcej, często te komentarze padają z ust innych kobiet. I naprawdę nie wiem, jak to możliwe, bo jestem pewna, że autorka tego typu komentarza nie chciałaby się znaleźć na miejscu pokrzywdzonej. A jednak musi dorzucić swoje trzy grosze i sprawić, żeby ktoś, kto już i tak czuje się źle, poczuł się jeszcze gorzej. Bo czemu nie? Bo to takie typowe. Takie sytuacje zdarzają się często i na różnych płaszczyznach. Kobiety rzadko są solidarne, znacznie częściej jedna pod drugą dołki kopie i robi wszystko, żeby innym było gorzej.
Kobieta, która była molestowana seksualnie jest ofiarę i ten fakt nie podlega dyskusji. A ofierze należy się zrozumienie i wsparcie, a nie oskarżenia. Takie zachowanie społeczeństwa sprawia, że ofiary przemocy na tle seksualnym często nie decydują się tego nigdzie zgłosić, bo boją się reakcji społeczeństwa. Nie raz wcześniej przecież słyszały, że jakaś inna kobieta sama się prosiła i pewnie chciała, wiec siłą rzeczy podświadomie czuje się winna, choć nie powinna. Ten proces nazywa się wiktymizacja wtórną i polega na tym, że ofiara doznaje wtórnej krzywdy ze strony swojego otoczenia, bliskich. Tych, którzy mówią, że się wulgarnie ubrała, źle spojrzała, umalowała itd.
Molestowanie seksualne według kodeksu pracy to: Dyskryminowaniem ze względu na płeć jest także każde niepożądane zachowanie o charakterze seksualnym lub odnoszące się do płci pracownika, którego celem lub skutkiem jest naruszenie godności pracownika, w szczególności stworzenie wobec niego zastraszającej, wrogiej, poniżającej, upokarzającej lub uwłaczającej atmosfery; na zachowanie to mogą się składać fizyczne, werbalne lub pozawerbalne elementy.
Akcja #metoo poszła jednak dalej i kobiety zaczęły pisać o sytuacjach przemocy seksualnej, które spotkały je również poza miejscem pracy. Aż trudno mi uwierzyć w to, ile razy czytałam historię o mężczyznach ocierających się w tramwajach o nieznajome kobiety.
Mam to szczęście, że nie napiszę #metoo, choć biorąc pod uwagę to, jakie przykłady zaczynają padać, to pewnie coś bym znalazła. Kobiety piszą o tym, że mężczyźni gwiżdżą na ich widok, albo obcy zaczepiają na ulicy i mówią, że fajna dupa. I zgadzam się, że takie zachowanie nie jest w porządku i nie powinno mieć miejsca, ale nie przesadzajmy. Nie stawiajmy na równi gwizdania za dziewczyną na ulicy przez panów na rusztowaniu, z propozycją: seks= awans, brak seksu = zwolnienie. To jest zupełnie inny kaliber i nie porównujmy ze sobą głupich, ale jednak niewinnych żartów z molestowaniem seksualnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twój dobre słowo, motywująca krytyka są dla mnie motorem do działania! Zostaw ślad po swojej obecności. :)