6 rzeczy, których nauczyły mnie praktyki za granicą
Na praktyki za granicą pojechałam z myślą, że się tam bardzo dużo nauczę i zdobędę doświadczenie. Część ludzi się dziwiła, że się tak nastawiam, bo przecież to inne prawo, więc wiedza zdobyta podczas praktyk raczej mi się nie przyda. Ale ja byłam nastawiona na zdobywanie doświadczenia i nowych umiejętności. W końcu to miała być moja pierwsza praca w firmie, w dodatku w dziale prawnym. Byłam podekscytowana i chciałam się uczyć nowych rzeczy. Na miejscu okazało się, że moja firma to fejk i tak naprawdę mogę się tam nawet w ogóle nie pojawiać, a jeśli chcę przychodzić, to moim jedynym zadaniem będzie spamowanie w sieci ogłoszeniami praktyk tejże firmy... ;) No cóż, na początku byłam załamana, bo ja naprawdę chciałam się czegoś nauczyć i bolało mnie to, że zmarnuje sobie dwa miesiące i nie zdobędę żadnego doświadczenia. Jak bardzo się myliłam... Praktyki, choć same w sobie nie nauczyły mnie niczego, co mogłoby przydać się w CV, to były najlepszą życiową lekcją.
Ten punkt trochę wiąże się z pierwszym punktem. Najbardziej przerażała mnie samotność i to, że nie będę miała co robić. Ludzie których poznałam jednak pracowali w normalnych godzinach, a ja miałam mnóstwo wolnego czasu. Na początku byłam do tego stopnia tym przerażona, że zapytałam koleżanki, która pracowała w LOT, jak wygląda zmiana terminu lotu, bo chciałam wrócić wcześniej (co ja bym dała wylatując, żeby móc zostać jeszcze z miesiąc...). I ta koleżanka mi wtedy powiedziała, że przecież mam okazję spędzić czas z najwspanialszą osobą na świecie, ona ją zna i to naprawdę świetna osoba. Miała na myśli mnie samą. I nauczyłam się lubić spędzać czas sama ze sobą. Idąc z książka do parku, albo na plażę, spacerując, robiąc sobie zakupy, jedząc różne dobre rzeczy, czy po prostu ciesząc się tym, że jestem w pięknym miejscu, nic nie muszę, a nade mną świeci słońce. To cenna umiejętność. Ja bardzo długo nie lubiłam spędzać czasu sama. Miałam poczucie, że będę się wtedy na pewno nudzić, albo że to niesamowita porażka towarzyska, że akurat nigdzie nie wychodzę. A dzisiaj wiem, że ten czas jest bardzo cenny i przede wszystkim polubiłam ten spokój bycia samemu ze sobą, to że można robić wszystko po swojemu i nie sprawdzać, czy komuś to pasuje. Ot, po prostu postawić siebie na pierwszym miejscu.
To brzmi trochę głupio, bo przecież niby wiedziałam, że znam języki obce, jestem bystra, szybko się uczę i swoją pracą mogę osiągnąć to, co będę chciała (no okej, świetną piosenkarką nie zostanę), ale dopiero gdy poznałam różnych ludzi, z różnych państw, którzy znaleźli się w tym samym miejscu z różnych powodów, to dotarło do mnie, że naprawdę można wszystko. Że nie ma miejsca na ziemi, w którym nie mogłabym znaleźć pracy, mieszkania, poznać nowych ludzi itd. I że jedyne co stoi mi na przeszkodzie, to moje własne obawy, lęki i wyobraźnia. A poza tym, wystarczy łapać okazje, które daje nam życie i je wykorzystywać.
Do tej pory wydawało mi się, że skoro studiuje prawo, to muszę zostać prawnikiem. Po studiach wybrać jedną z możliwych opcji i pójść na którąś aplikację, by pracować w zawodzie. Dzisiaj wiem, że tych możliwości mam znacznie więcej, a to tylko jedna z opcji. I to raczej opcji rezerwowych, taka poduszka bezpieczeństwa, do której dzięki wykształceniu mogę się w razie czego uciec, gdyby mi się nie udało coś innego. Ale wiem dzisiaj, dzięki temu, że poznałam dużo ludzi, zajmujących się przeróżnymi rzeczami, niektórych pracujących w zawodzie, a innych, którzy kończąc studia niekoniecznie chcieli się dalej daną dziedziną zajmować. I uświadomiłam sobie, że wcale nie muszę iść określona drogą, która wydaje się najwłaściwsza, bo mogę szukać i doświadczać, by znaleźć to, w czym ja się odnajdę.
1. Zawsze sobie dam radę
To nie jest tak, że ja nie miałam żadnych obaw. Że jak na co dzień jestem taka "hej do przodu", to zupełnie się niczego nie bałam, jadąc kompletnie sama za granicę, na dwa miesiące. Wielu osobom, które mnie znają to się wydawało dziwne, ale ja się na przykład bałam, że przez dwa miesiące zupełnie nikogo nie poznam i będę kompletnie sama. Bałam się tego do tego stopnia, że kupiłam sobie selfie-stick, żeby mieć jakiekolwiek zdjęcia... Bałam się tak bardzo, że przez pierwsze dwa dni mimowolnie ciekły mi łzy, bo byłam po prostu przerażona nową sytuacją. A jak okazało się, że w pracy będę spędzać bardzo mało czasu i niczego się tam nie nauczę, to bałam się, że nie będę miała co robić i umrę (oczywiście sama) z nudów. I okazało się, że świetnie sobie dałam radę. Poznałam wiele nowych, wspaniałych osób, a z częścią z nich mam do dzisiaj kontakt. Dałam radę dogadać się z hiszpańską rodziną, u której mieszkałam. Nie zgubiłam się w Barcelonie i zawsze jakoś trafiłam do domu, a czasami miewam problemy z orientacją w Łodzi, więc... No i w końcu - sprawiłam, że to były świetne dwa miesiące, dałam radę pierwszy raz będąc sama tak długo w obcym kraju. Co więcej - było świetnie!2. Sama ze sobą też się mogę dobrze bawić
Ten punkt trochę wiąże się z pierwszym punktem. Najbardziej przerażała mnie samotność i to, że nie będę miała co robić. Ludzie których poznałam jednak pracowali w normalnych godzinach, a ja miałam mnóstwo wolnego czasu. Na początku byłam do tego stopnia tym przerażona, że zapytałam koleżanki, która pracowała w LOT, jak wygląda zmiana terminu lotu, bo chciałam wrócić wcześniej (co ja bym dała wylatując, żeby móc zostać jeszcze z miesiąc...). I ta koleżanka mi wtedy powiedziała, że przecież mam okazję spędzić czas z najwspanialszą osobą na świecie, ona ją zna i to naprawdę świetna osoba. Miała na myśli mnie samą. I nauczyłam się lubić spędzać czas sama ze sobą. Idąc z książka do parku, albo na plażę, spacerując, robiąc sobie zakupy, jedząc różne dobre rzeczy, czy po prostu ciesząc się tym, że jestem w pięknym miejscu, nic nie muszę, a nade mną świeci słońce. To cenna umiejętność. Ja bardzo długo nie lubiłam spędzać czasu sama. Miałam poczucie, że będę się wtedy na pewno nudzić, albo że to niesamowita porażka towarzyska, że akurat nigdzie nie wychodzę. A dzisiaj wiem, że ten czas jest bardzo cenny i przede wszystkim polubiłam ten spokój bycia samemu ze sobą, to że można robić wszystko po swojemu i nie sprawdzać, czy komuś to pasuje. Ot, po prostu postawić siebie na pierwszym miejscu.
3. Cały świat stoi przede mną otworem
To brzmi trochę głupio, bo przecież niby wiedziałam, że znam języki obce, jestem bystra, szybko się uczę i swoją pracą mogę osiągnąć to, co będę chciała (no okej, świetną piosenkarką nie zostanę), ale dopiero gdy poznałam różnych ludzi, z różnych państw, którzy znaleźli się w tym samym miejscu z różnych powodów, to dotarło do mnie, że naprawdę można wszystko. Że nie ma miejsca na ziemi, w którym nie mogłabym znaleźć pracy, mieszkania, poznać nowych ludzi itd. I że jedyne co stoi mi na przeszkodzie, to moje własne obawy, lęki i wyobraźnia. A poza tym, wystarczy łapać okazje, które daje nam życie i je wykorzystywać.
4. Nie ma jednej drogi, którą muszę iść
Do tej pory wydawało mi się, że skoro studiuje prawo, to muszę zostać prawnikiem. Po studiach wybrać jedną z możliwych opcji i pójść na którąś aplikację, by pracować w zawodzie. Dzisiaj wiem, że tych możliwości mam znacznie więcej, a to tylko jedna z opcji. I to raczej opcji rezerwowych, taka poduszka bezpieczeństwa, do której dzięki wykształceniu mogę się w razie czego uciec, gdyby mi się nie udało coś innego. Ale wiem dzisiaj, dzięki temu, że poznałam dużo ludzi, zajmujących się przeróżnymi rzeczami, niektórych pracujących w zawodzie, a innych, którzy kończąc studia niekoniecznie chcieli się dalej daną dziedziną zajmować. I uświadomiłam sobie, że wcale nie muszę iść określona drogą, która wydaje się najwłaściwsza, bo mogę szukać i doświadczać, by znaleźć to, w czym ja się odnajdę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twój dobre słowo, motywująca krytyka są dla mnie motorem do działania! Zostaw ślad po swojej obecności. :)