Zostało mi 31 lat życia
Właśnie się dowiedziałam, że zostało mi 31 lat życia. Z jednej strony to dużo - więcej, niż do tej pory przeżyłam. Z drugiej strony to bardzo mało. Gdy umrę, będę miała zaledwie 54 lata. To mniej niż dziś ma moja babcia, która nadal jest dla mnie młoda, i raptem kilka lat więcej niż dziś ma moja mama. Więc to bardzo mało. Wychodzi na to, że jestem prawie w połowie swojego życia. Jeśli dobrze pójdzie, bo przecież nie mam pewności, że dostanę aż tyle. Czy przeraża mnie ta wizja? Ani trochę.
Australijscy naukowcy oszacowali, że w 2050 roku temperatura Ziemi wzrośnie o 3 stopnie Celsjusza, co spowoduje masową katastrofę ekologiczną - w dużym skrócie zaczną w zatrważającym tempie topnieć lodowce, uwalniając do atmosfery gazy cieplarniane, a dni w roku, z temperaturą, w której ludzki organizm nie będzie w stanie funkcjonować, będzie coraz więcej.
O ile nie wierzyłam w żadne przepowiednie dotyczące końca świata i podchodziłam do nich z dużym uśmiechem, o tyle w tę wierzę. I nie mówię, że 1 stycznia 2050 roku zniknie świat, ot tak. Będzie jak u Miłosza - całkiem zwyczajnie, ale powoli nadejdzie kres. I to widać już dziś. To bardzo realna wizja. Wizja naprawy tego, co już zniszczone i zrównoważenia ekosystemu natomiast jest bardzo.... nierealna. Trzeba powiedzieć sobie jasno - wszyscy dołożyliśmy cegiełkę do tego, że Ziemia to coraz większy syf. Niszczymy sami miejsce, w którym żyjemy i na własne życzenie niedługo tego miejsca nie będziemy mieć. To bardzo realna wizja. Czy możemy coś zrobić? I tak i nie. Polityka ma tu ogromne znaczenie, ale po pierwsze możemy iść na wybory i próbować coś zmienić, ale odchodząc od polityki - ja wyznaję zasadę, żeby zaczynać od siebie i próbować podejmować nawet najmniejsze kroczki w stronę zmniejszania generowanych zanieczyszczeń przez nas samych. To zawsze coś.
Zostało mi 31 lat życia. To bardzo mało. Czy mnie to przeraża? Zupełnie nie. Powiedziałabym, że wręcz odwrotnie. Całkiem niedawno przeżywałam coś na pograniczu kryzysu ćwierćwiecza - nadal trochę to u mnie trwa. Generalnie koniec studiów zbliża się wielkimi krokami, a jedyne, co wiem, to że nic nie wiem. Nie mam pojęcia, co bym chciała robić po studiach, jaką drogę powinnam wybrać i w którą stronę iść. I po jakimś czasie życia w takim "nie wiem", które mnie mocno przeraża i paraliżuje, usłyszałam o tym, że zostało mi 31 lat życia. Cholernie mało czasu. Więc uświadomiłam sobie, że nie chcę go marnować, skoro mam go tak mało. Skoro mam go tak mało, to nie chce odkładać nic na potem. To 31 lat mogę wykorzystać najlepiej, jak tylko się da. Poświęcić je na realizowanie punktów z mojej bucket list, na odwiedzanie 33 miejsc, które bardzo chciałabym zobaczyć. Na cieszenie się życiem - tak po prostu. Nie na robienie tego, co powinnam i co wypada. Tylko tego, co mówi mi serce. Kupiłam dzisiaj bilet na Cypr. W jedną stronę. Wiem, że wrócę, ale to bardzo fajne uczucie mieć bilet w jedną stronę.
Australijscy naukowcy oszacowali, że w 2050 roku temperatura Ziemi wzrośnie o 3 stopnie Celsjusza, co spowoduje masową katastrofę ekologiczną - w dużym skrócie zaczną w zatrważającym tempie topnieć lodowce, uwalniając do atmosfery gazy cieplarniane, a dni w roku, z temperaturą, w której ludzki organizm nie będzie w stanie funkcjonować, będzie coraz więcej.
O ile nie wierzyłam w żadne przepowiednie dotyczące końca świata i podchodziłam do nich z dużym uśmiechem, o tyle w tę wierzę. I nie mówię, że 1 stycznia 2050 roku zniknie świat, ot tak. Będzie jak u Miłosza - całkiem zwyczajnie, ale powoli nadejdzie kres. I to widać już dziś. To bardzo realna wizja. Wizja naprawy tego, co już zniszczone i zrównoważenia ekosystemu natomiast jest bardzo.... nierealna. Trzeba powiedzieć sobie jasno - wszyscy dołożyliśmy cegiełkę do tego, że Ziemia to coraz większy syf. Niszczymy sami miejsce, w którym żyjemy i na własne życzenie niedługo tego miejsca nie będziemy mieć. To bardzo realna wizja. Czy możemy coś zrobić? I tak i nie. Polityka ma tu ogromne znaczenie, ale po pierwsze możemy iść na wybory i próbować coś zmienić, ale odchodząc od polityki - ja wyznaję zasadę, żeby zaczynać od siebie i próbować podejmować nawet najmniejsze kroczki w stronę zmniejszania generowanych zanieczyszczeń przez nas samych. To zawsze coś.
Zostało mi 31 lat życia. To bardzo mało. Czy mnie to przeraża? Zupełnie nie. Powiedziałabym, że wręcz odwrotnie. Całkiem niedawno przeżywałam coś na pograniczu kryzysu ćwierćwiecza - nadal trochę to u mnie trwa. Generalnie koniec studiów zbliża się wielkimi krokami, a jedyne, co wiem, to że nic nie wiem. Nie mam pojęcia, co bym chciała robić po studiach, jaką drogę powinnam wybrać i w którą stronę iść. I po jakimś czasie życia w takim "nie wiem", które mnie mocno przeraża i paraliżuje, usłyszałam o tym, że zostało mi 31 lat życia. Cholernie mało czasu. Więc uświadomiłam sobie, że nie chcę go marnować, skoro mam go tak mało. Skoro mam go tak mało, to nie chce odkładać nic na potem. To 31 lat mogę wykorzystać najlepiej, jak tylko się da. Poświęcić je na realizowanie punktów z mojej bucket list, na odwiedzanie 33 miejsc, które bardzo chciałabym zobaczyć. Na cieszenie się życiem - tak po prostu. Nie na robienie tego, co powinnam i co wypada. Tylko tego, co mówi mi serce. Kupiłam dzisiaj bilet na Cypr. W jedną stronę. Wiem, że wrócę, ale to bardzo fajne uczucie mieć bilet w jedną stronę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twój dobre słowo, motywująca krytyka są dla mnie motorem do działania! Zostaw ślad po swojej obecności. :)