Czy dokonałabym aborcji?
Chociaż dyskusje dotyczące prawa aborcyjnego toczą się w naszym kraju od dawna, z właściwą tylko sobie regularnością (jakoś zawsze wtedy, gdy w kraju dzieje się coś ważnego), to wypowiadam się na ten temat rzadko.
I nie dlatego, że jakoś bardzo mocno jestem po którejś ze stron "barykady". Kiedyś nawet napisałam tekst o tym, że może te dwa skrajne z pozoru obozy wcale nie są tak bardzo daleko, gdy zostawi się za sobą ten cały medialny szum?
Ale doszłam do wniosku, że gdy temat ograniczenia dostępu do aborcji pojawia się po raz kolejny, (dla odmiany tym razem w obliczu wszystkich trudności związanych z pandemią), to jako kobieta, prawniczka (prawie) i katoliczka, która jeszcze nie tak dawno temu patrzyła na świat zero-jedynkowo, chcę się wypowiedzieć.
Obecnie kobieta może dokonać aborcji w trzech przypadkach:
- gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej,
- gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego,
- gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu.
I to o ten trzeci punkt toczą się dzisiejsze walki sejmowe i społeczne. Ale to pewnie wszyscy już dobrze wiecie, bo mówi się o tym cały czas.
Co ciekawe, do 1 września 1997 r. ustawa przewidywała jeszcze jedną sytuację, w której można było usunąć ciążę- gdy kobieta ciężarna znajduje się w ciężkich warunkach życiowych lub trudnej sytuacji osobistej.
I choć w większości pozostałych państw Europy zapis ten wydaje się oczywisty, a nawet niewystarczający, to w Polsce regularnie walczymy, by nie odbierać nam praw, które zostały wypracowane w ramach tzw. "kompromisu aborcyjnego". Czy kompromis w tym przypadku to dobre słowo? Nie wiem.
Czy stwierdzenie, że ograniczenie w dostępie do aborcji to pogwałcenie praw człowieka jest słuszne? Choć w wielu państwach mówi się, że tak, choć zagranicą dziwią się, że w Polsce kobiety nie mają tak podstawowych praw, to- nie wiem.
Choć Kościół naucza, że aborcja zła jest zawsze, a za jej dokonanie przewiduje od razu ekskomunikę (czego nie przewiduje tak jednoznacznie w przypadku zabójstwa), to nie wiem, czy świat jest tak czarno-biały i łatwy w ocenie.
Czy to kraje, w których aborcja jest legalna mają rację, a my jesteśmy zacofani, czy może jednak to Polska jest ostatnią ostoją dobra i humanitarnych wartości? Nie wiem.
Czy gdybym sama znalazła się w trudnej sytuacji i musiała dokonać wyboru - dokonałabym aborcji czy urodziła dziecko? Nie wiem. Bo nie byłam w takiej sytuacji.
I mam nadzieję, że nigdy nie będę.
Ale póki się w takiej sytuacji nie znajdę, to nie potrafię odpowiedzieć na 100%, jak bym się zachowała. Mogę mieć swoje poglądy i ideały. Ale równie brutalnie mogą się one zderzyć któregoś dnia z rzeczywistością, która mnie przerośnie. I okaże się, że jednak znajdując się w konkretniej sytuacji, podejmę zupełnie inną decyzję, niż sobie wyobrażałam. Dlatego też nie uzurpuję sobie prawa, by mówić inny, jak mają żyć.
I choć na wiele pytań nie znam odpowiedzi. To jestem przekonana, że prawo powinno być odzwierciedleniem przekonań większości społeczeństwa. I choć wydaje się, że głos Kościoła jest w Polsce głosem dominującym, to patrząc na ogólnonarodową walkę z zaostrzeniem prawa aborcyjnego, to mam co do tego ogromne wątpliwości. Społeczeństwo nie stoi w miejscu, a jego poglądy ulegają zmianom. I rolą prawa nie jest oceniać, czy poglądy te są słuszne i moralne. Rolą prawa jest odpowiadać na te społeczne zmiany. A w polskim społeczeństwie te zmiany są.
I zaostrzenie prawa tych zmian nie cofnie. Nie sprawi magicznie, że wszystkie ciąże będą chciane. Sprawi jedynie, że rozwijać się będzie aborcyjne podziemie, a kobiety wcale nie zaczną się nagle cieszyć ze swojej sytuacji, tylko będą szukać alternatywnych rozwiązań, spośród których aborcja za granicą jest świetnym wyborem. Bo chociaż nie zmusza do ryzykowania życia.
I daleka jestem od narracji "aborcja jest okej". Bo nie jest. Bo zazwyczaj to tragedia. Bo zazwyczaj to trudne doświadczenie. To wiele emocji i niełatwe decyzje. Równie daleka jestem też od narracji "sprowadzacie nas tylko do roli inkubatorów". Nie do końca zgadzam się też z hasłami: moje ciało, moja decyzja! Tylko, że prawo musi odpowiadać na potrzeby społeczeństwa. I niejednokrotnie musi ważyć na szali dwa dobra i jednemu z nich przyznawać priorytet. I nie zawsze są to wybory łatwe, nie zawsze w ocenie wszystkich są sprawiedliwe Ale właśnie po to jest prawo.
Dziś nawet nie rozmawiamy o legalizacji aborcji, bo musimy walczyć o jej dostęp w najtrudniejszych życiowych sytuacjach. W których niejednokrotnie pomoc państwa jest niewystarczająca. I krew mnie zalewa, gdy czytam komentarze, że jak się uprawiało seks, to się było gotowym na ciążę. Tylko, że dziś dyskutuje się też o zakazaniu edukacji seksualnej. Tylko że dziś mamy bardzo utrudniony dostęp do antykoncepcji (nie wspominając o cenie). Może gdyby od tego zacząć, to aborcja byłaby znacznie rzadziej potrzebna?
I gdy zadaję sobie pytanie - czy dokonałabym aborcji? Nie potrafię na nie odpowiedzieć. Po prostu nie wiem. Wiem jednak, że gdybym znalazła się w sytuacji, w której nie widziałabym wyjścia, to chciałabym, by prawo pozwalało mi to wyjście znaleźć. Chciałabym mieć możliwość wybrać bezpiecznie. A parasolki używać tylko na deszczu.
I choć kiedyś postrzegałam świat zero-jedynkowo i uważałam, że projekt Kai Godek, to jest mało restrykcyjny, bo aborcji powinniśmy zakazać zawsze, to dziś wiem, że nie taką rolę powinno pełnić prawo. Prawo powinno dawać możliwość. Dla każdego niezależnie od poglądów.
A jeśli Ty jesteś absolutnym przeciwnikiem aborcji, to nie krzycz, żeby zaostrzyć prawo. Bo to nic nie zmieni. To tak, jakby weganie krzyczeli, żeby zabronić produkcji mięsa. Po prostu pokaż jak Ty żyjesz. Daj wsparcie i zrozumienie, gdy ktoś będzie tego potrzebował. Pokaż, że są inne możliwości. Że są różne rozwiązania. Choć nie dla każdego mogą być dobre. I po prostu popatrz na drugiego człowieka ze zrozumieniem i wspieraj pomimo wszystko. To działa lepiej. Naprawdę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twój dobre słowo, motywująca krytyka są dla mnie motorem do działania! Zostaw ślad po swojej obecności. :)