Wracam na dietę!
Byłam na tej diecie od bardzo dawna. Myślę, że spokojnie od początku studiów. I przynosiła świetne efekty. Niektórych szokowała, bo przyznam, że nie jest to konwencjonalna metoda. Inni byli wręcz zgorszeni - jak tak można żyć?! Kto to widział... Kompletna głupota mówili.
A ja wiedziałam, że to dobry wybór. I dalej po prostu stosowałam swoją dietę, bo czułam, że żyje mi się na niej lepiej.
Aż zaczęło się niezauważalne podjadanie. Takie, na które nie zwracasz uwagi. Gdzieś mimochodem. Takie niby nic. Ale zostawia ślady. Zupełnie nie zwróciłam uwagi na maleńką zmianę, która skutecznie podkopywała moją dietę.
Aż przyszedł koronawirus i przypomniał mi, dlaczego tak bardzo cenię tę dietę. Dietę informacyjną. Bo o niej będzie dziś mowa.
Poza tygodniami, w których musiałam przygotować prasówkę na lekcje WOSu, raczej nigdy nie miałam zwyczaju, by wieczorem zasiąść przed telewizorem i obejrzeć wiadomości (jakiekolwiek). Nie pochodzę też z domu, w którym wiadomości leciały non stop.
Ale leciały. Moja mama często rano włączała TVN24 i brzęczało w tle. Wieczorami też oglądała jakiś program informacyjny. I nawet jeśli nie oglądałam, to leciał w tle.
Nigdy nie zwracałam uwagi na to, jaki to ma wpływ na jakoś mojego życia. Po prostu było gdzieś w tle. Później nadszedł etap, w którym zaczęłam się zastanawiać, czy może jednak POWINNAM zacząć oglądać wiadomości, by być świadomym obywatelem.
Tak. W tym miejscu można parsknąć herbatą w ekran.
Doszłam jednak bardzo szybko do wniosku, że nie potrzebuję tych wszystkich informacji. Że tego typu programy mówią w ogromnej większości o tym, co złe na świecie. A ja wolę być wdzięczna za to, co dobre i tym się cieszyć.
I jakoś tak naturalnie przestałam oglądać telewizyjne programy informacyjne, gdy wyprowadziłam się na studia. Nigdy też nie miałam w zwyczaj wchodzić na portale informacyjne.
I po prostu sobie szczęśliwie żyłam. Aż zmieniłam telefon. Który fabrycznie ustawioną miał opcję, która powodowała, że wyskakiwały mi powiadomienia z najnowszymi informacjami. No i nie zwróciłam na ot uwagi. Było to było. W większości rzuciłam okiem na nagłówek. Czasami przeczytałam cały artykuł. Czy dało mi to coś wartościowego? Nie przypominam sobie. Nie zauważyłam też jednak złego wpływu na moje życie.
Aż przyszedł koronawirus. I nadmiar negatywnych informacji zaczął mnie zalewać z każdej strony. Media społecznościowe, posty udostępniane przez znajomych i te co chwilę wyskakujące kolejne powiadomienia. Aż myślałam, że oszaleję.
Usunęłam z Facebooka najbardziej aktywnych :informacyjnie" znajomych. Przestałam obserwować niektóre profile na Instagramie. Czasowo też wyciszyłam niektóre konwersacje zbiorowe. Ale przede wszystkim- wyłączyłam powiadomienia w telefonie.
I na twarz wrócił uśmiech. I mimo, że czasy nie są wymarzone, to żyje mi się całkiem spokojnie i przede wszystkim wróciła mi nadzieja i pozytywne podejście do świata.
Czy coś w ten sposób tracę? Nie sądzę. Ale nawet jeśli, to zyskuję dużo więcej.
Czy przez to nie wiem, co się dzieje na świecie? Doskonale wiem. Może dowiedziałam się o chorobie księcia Karola z dwudniowym opóźnieniem, ale czy to realnie coś zmieniło w moim życiu? Nie sądzę.
Bo o rzeczach ważnych zawsze się dowiesz. Nie ma szans całkowicie odciąć się od informacji. Ale nie potrzebuję na bieżąco być bombardowana każdą złą informacją. Nie potrzebuję co chwilę trafiać na komunikat: WŁAŚNIE ZMARŁA 27-LETNIA DZIEWCZYNA !!!!
To nic nie zmienia. To, że ja wiem o tym natychmiast (albo że w ogóle wiem) nie zmienia sytuacji. To nie jest jak z Kamilem Stochem, że skoczy dobrze, tylko jeśli będziesz przed telewizorem. Świat się dzieje. Niezależnie od tego, czy to śledzisz czy nie. I w sumie nie masz na to żadnego wpływu.
To też nie jest tak, że jestem ignorantką. Że mam wszystko w dupie i generuje sobie jakąś swoja fikcyjną bańkę szczęśliwego światka. No nie. Choć zdarzyło mi się takie zarzuty słyszeć. Jestem świadoma najważniejszych wydarzeń. Sprawdzam codziennie statystyki zachorowań, by mieć obraz, jak kształtuje się sytuacja- ale czy będę słyszała o każdym kolejnym przypadku oddzielnie tej ogólnej liczby nie zmieni. A ja za każdym tym razem będę przeżywać negatywne emocje. Po co?
Zamiast karmić się clickabaitowymi nagłówkami i oglądać telewizyjną manipulację, wolę czerpać wiedzę z rzetelnych źródeł. Z umiarem oglądam filmy fizyków, naukowców, lekarzy, wirusologów.
I żyje mi się lepiej. I możesz mnie nazwać nieodpowiedzialną ignorantką. W porządku. Ja wolę zadbać o swoje zdrowie psychiczne i Tobie też serdecznie tę dietę polecam. Dzięki niej, stojąc w godzinnej kolejce na poczcie uśmiecham się do słońca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twój dobre słowo, motywująca krytyka są dla mnie motorem do działania! Zostaw ślad po swojej obecności. :)